KSIĄŻKA

HISTORIA PEWNEJ KSIĄŻKI - sama książka to będą wpisy na blogu... lub w dodatkowej kategorii bloga .
Tak jej szukajcie za chwilkę czasu jeszcze niestety jej nie poprawiłam...

 
Historia pewnej książki. to taki wstęp część z właściwej treści wycięta na "zajawkę" taką... 
Agnieszka kiedy spiszesz swoje przygody. Pani Agnieszko niech pani coś opowie. Pani Agnieszko a może jakiś malutki wywiadzik?.. czułam się w tamtym czasie niczym Bilbo Bagins chcący przelać na papier to co bulgotało w mojej głowie nie dając się uporządkować w obawie przed zapomnieniem kiedy już znajdę dla tych opowieści odpowiednio głęboką szufladę.
 A bulgotanie nie pozwalało uciszyć uczuć i emocji które mi towarzyszyły. Wtedy to postanowiłam, że napiszę książkę. Ba książka. Prosta baba która ma ciekawe dla wielu życie ale zero umiejętności pisania poza układaniem słów w zdania ( i to dużo za długie) i tworzenia nowych własnych słów chciała napisać książkę. Ale postanowione.
 I zaczęłam pisać. Pisałam, pisałam a słowa toczyły się w wyrazach i zdaniach w mojej głowie i musiałam poprosić o pomoc w zapisywaniu swoich lawin Magdę Janczewską. I ona pisała, pisała i pisała. Inaczej by się to nie udało. Książka powstała gruba opaśna. Poprawiona potem została gruntownie wyciśnięta z pierwotnej nuty narzekania, płaczu i bólu związanego z tym moim pożal się Boże darem jak nazywa się moje patrzenie na świat ezoteryki i pracy z ludźmi. Bałyśmy się, że zostanę źle zrozumiana i potem już nie naprawię tego co utrwalić się może pierwszym wrażeniem. Także powstały właściwie 2 wersje książki. Moja i taka którą miałam pokazać w wydawnictwie. Potem wersja dla przyjaciół tam poleciałam po bandzie narzekając i płacząc nad losem wszystkiego i wszystkich. Potraktowałam ja jako terapię i była gorsza od pierwszej wersji. Na samym końcu powstała wersja bardzo okrojona wyzuta z emocjonalnych słów i przykładów. Tę odrzuciałam. Ale to już było daleko potem zanim przeczytacie to pod spodem a w dodatku postanowiłam, że nie będę jej wydawać. Czy to w wydawnictwie czy obciążając chętne aby ją wydać i nieść w w świat osoby.
Na spotkanie poszłam razem z Tadeuszem zaniosłam płytkę z tekstem przyjęła ją Pani dyrektor nie pamiętam jak nazywało się jej stanowisko a imienia i nazwiska na zasadzie wydaje mi się, że tak czy siak mniej więcej się nazywała  wolę nie cytować. Dość, że miała do powiedzenia czy coś będzie się drukować czy nie. Dostałam też od razu redaktora a właściwie został mi przedstawiony niestety nigdy się potem nie spotkaliśmy, a nasza współpraca nie doszła do skutku. Za jakiś czas Pani dyrektor przyszła do mnie do gabinetu i była książką bardzo zainteresowana a w zasadzie jej treścią. Problem był w tym, że właściciela interesowało: dlaczego napisałam tę książkę? Po co ? Nie widział sensu celu i wartości w napisaniu tego co napisałam. A ja byłam za głupia na ten tamten czas aby zrozumieć, że taka treść nie jest do wydania w interesie kogoś kto wydaje książki pochwalne dla ezoteryki i jej świata. Zganiłam w niej także system kształcenia ezoteryków z siarczystymi trudnymi przykładami bardzo trudnymi. Tego nie znajdziecie nawet w ostatecznej jej wersji wycięłam i zapomniałam. Była też za długim „produktem sprzedażowym”. To jestem w stanie zrozumieć. Moje wypociny około 500 czy około 800 stron kiedy Trzcionkę dostosowałam do wymogów to przesada i tylko jedną wydano taką jak na tamtą chwilę w tym wydawnictwie. Zaproponowano mi wycięcie jej ale nikt mi nie powiedział nie zasugerował jaką część z tego tekstu uznać za książkę właściwą. Troszkę się nie dziwię co by nie zasugerowali pewnie mogłam źle to odebrać. Myślę też z perspektywy czasu, że kobieta Pani dyrektor źle się czuła po wizycie w moim gabinecie. Popełniłam duży błąd który często kiedyś zdarzało mi się spełniać a mianowicie chciałam naraz odpowiedzieć na jej pytania z dziedziny ezoteryki, wytłumaczyć zjawiska które ją ciekawiły. I nie zauważałam w swojej euforii, że ma dość, że nie jest na to gotowa i głowa jej nie poradzi sobie. A na dodatek zaczęła się oczyszczać jej tarczyca i choroba którą potem określiłam jako jej matki. Właściwie nawet dziś po chwili mogę odtworzyć to co się z nią działo u mnie. Łącznie z zabezpieczeniami energetycznymi które ją ograniczały i dusiły. Niestety nie miałam już okazji zapytać jak czuje się jej mama. I sprawdzić czy już uwolniła się z energii po ataku na miejsce jej pracy przez kobietę niedużą z blond krótkimi włosami. To stara energia którą zaczęło u mnie wypierać z aury jej. (często tak działam na ludzi, że włącza się w mojej obecności im oczyszczanie, odzywają kontuzje dawno zapomniane. Kobieta wyszła ode mnie pewnie z postanowieniem, że w to miejsce nie wróci za nic tak ją głowa cisnęła.
Lub jak ostatnio w listopadzie 2014 roku podczas czytania kart u Beatki zaczął boleć ją nadgarstek kiedyś kontuzjowany i kolano. Nie wiem czy to przekleństwo czy błogosławieństwo. Częste pytanie u mnie. Jak ktoś mnie zna to się cieszy bo już teraz odpowiadam przy kartach : nie bój się nie doliczę za uzdrawianie. Jak toś mnie nie zna oczywiste, że kojarzy mnie ze swoim bólem i dzięki Bogu jeśli przypomni sobie o starej kontuzji lub co najmniej zapyta. Mam wtedy szansę nie wyjść na szarlatana rozdającego bolączki. Wtedy mówię: jak „strupek” się goi to swędzi a czasem pęka i krwawi.) Także w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to o czym pisałam w książce a mianowicie zjawiska, ich nadinterpretacje i to, że w pewnym momencie powiedziała, że musi wyjść bo ją głowa boli strasznie i ciśnie obróciło się przeciwko mnie. Wystraszyła się i nie odezwała widząc babę jagę we mnie. Dlatego właśnie napisałam tę książkę dlatego właśnie. Dlatego, że właśnie to środowisko jest dziwnie bojące się piętnujące wszelkie zjawiska, własne odczucia i mało tego wyłącza profesjonalizm, logikę interes skoro nawet widzenie” produktu do sprzedaży” nie pozwoliło na ponowne spotkanie. Więc jeśli książka miała jakieś wartości które niosły wiedzę do świata który został wymalowany jako piękny, bezpieczny i cukierkowy to kobieta nie umiała się określić, rozpoznać czego ode mnie i po mnie oczekiwała. A ja potem o to nie zabiegałam. A w książce piszę właśnie o tym, że ząbek truty boli. Że ezoteryczne publikacje w większości nie pokazują tego co należy się ludziom wiedzieć. Po zabiegu możesz się źle czuć jak po operacji. Bioterapia może pogorszyć znacznie nastrój jeśli rusza pokłady trudne, wspomnienia i cierpienie przodków. Miałam kiedyś klientkę która już czekając pod gabinetem płakała jak bóbr i nie umiała wyjaśnić dlaczego. Wielu ludzi po wizycie u mnie lub w jej trakcie płacze lub po prostu lecą im łzy i nie można dopisać do nich emocji innych niż ulga. Oczyszczenie złodzieja i uzdrowienie go spowodować może spadek poziomu życia jego rodzinie lub po prostu utratę pracy. Jeśli czyszczą się jelita to możesz mieć sraczkę. Za dużo rozwolnienia to ryzyko hemoroidów. A powszechna wiedza o ezoteryce to masz się czuć pięknie wesoło uskrzydlono, siarczyście śmiejąc się czując radość podskakując głupawo. To właśnie chciałam uświadomić ludziom którzy wyciągnęliby rękę po tę 'lekturę'. Czasem uzdrowieniem możesz obudzić w sobie żal i poczucie złego które wygenerowali twoi przodkowie i ty masz poczuć to co pozwoli ci w ich imieniu prosić o przebaczenie. Ale też masz potem dar poczucia spełnienia i otrzymanego przebaczenia dla siebie i przodków. I tak tylko można z ciebie zdjąć klątwę. Nie pomachać poskakać ponarzekać jak ktoś to niedobry skrzywdził ciebie i twoich bliskich. Książka miała pokazywać anomalię w uprawianiu ezoteryki. Bo o doświadczaniu jej nie ma mowy. Pokazać patologię i to co koślawi środowisko pracy. Wracamy - Pani spytała mnie też o to jaka to forma literacka. Babę nie mającą nawet dokładnie pojęcia o co ona pyta. A jak bym nie umiała pisać? Tylko tekst był nagrany? Nie wiem. Na dzień dzisiejszy rozumiem, że powinni zaproponować mi ewentualnie to, żeby fragmenty z samą wiedzą połączyć a wyciąć moje prywatne prywatne wycieczki. Lub powiedzieć NIE wydamy. W każdym razie było jasne, że chcą książki na 100 parę stron o pochwale i fajerwerkach jasno widzenia. Suma sumarum nasze drogi z wydawnictwem się rozminęły ponieważ Pani która przyszła w imieniu wydawnictwa źle się u mnie poczuła i miała poczucie, że musi już iść. Nie odezwała się już nigdy. Napisałam potem sms, że jeśli zdecyduję się napisać tekst świeżej bułeczki jak piękne jest jasnowidzenie to się jeszcze może spotkamy. Przeczytała książkę i zrobiła na niej wrażenie ale nic z niej nie zrozumiała nie dopuściła innej opcji w sytuacji która jej dotknęła jak tylko to, że coś złego się dzieje jej u mnie. Dziś podśmiewam się z tego bo znając realia czyściła się po mnie i od emie jak od złego. Śmieszne. Jak oglądam to nasze spotkanie z jej strony musiała się wystraszyć mocno. Nie dziwi mnie to bo takie jest to środowisko ezoteryczne. Tak się kształci ludzi którzy mają pracować w ezoteryce. Pięknie, złudnie bezpiecznie lub tylko klątwy uroki i magia. Także przepadłam z kretesem i nauczyłam się z zapisem na stałe : ludziom się tylko wydaje, że chcą wiedzieć i poznać. Każdy ból i dyskomfort postrzegają jako zagrożenie i nie wnikają w jego istotę zapominają o logice i wchodzą w stary stereotyp oceny i działania. Byłam wrogiem. Coś ze mną było nie tak. Nie zrozumiała książki. W niej też pisałam, że w gabinecie jest wysoka wibracja i ludzie piszą mi nawet :Pani Agnieszko mogę przyjść i posiedzieć z Panią w gabinecie. Dziewczyna po paktach z ciemnymi energiami nie dała rady usiać. Ja sama na dłuższą metę za długo nie powinnam była tam przebywać ale taka energia jest potrzebna do uzdrawiania a mój mąż jest radiestetą i dbał o sprzyjające warunki. O tym podwyższaniu wibracji w pomieszczeniach będziecie jeszcze mogli przeczytać w też rzekomej „książce”. W każdym razie każdy kto potem czytał książkę był pod wrażeniem, ludzie z mojego świata i klienci. Pojawiła się też cudowna dusza Pani Jolanta która zechciała sama wydać tę książkę. Ale wtedy to ja się wystraszyłam. Doszłam do wniosku, że skoro jest tyle energii która nie pozwala się wyłonić nie będę walczyć. Nie ten czas. Wiem już jak i wtedy, że ciemna strona a czasem i jasna nie śpi i nie daje wyłonić się czemuś co ma wpłynąć na ludzi dać im siłę lub nie jest jeszcze coś dopięte jak powinno. To jak z usuwaniem klątwy: pomagasz a po chwili stajesz się wrogiem tego któremu pomagasz. Napluje kopnie. Po co mi to pomyślałam. Po prostu już nie walczę już nie zabiegam od dawna o nic. Jak ma się wydarzyć czy wyłonić coś to Bóg mi okaże okoliczności i czas odpowiedni. Może energia pozornego nieudactwa nie jest taka zła? A na pewno jest bezpieczna. Nagrałam pewnego pięknego dnia 3 piękne medytacje a potem przyszedł do mnie mój muzyk i powiedział, że ma złe wieści nie nagrały się ale chciał żebym mu zapłaciła. Miałam nagrać je jeszcze raz ale już zapłacić. Zapłaciłam za jedną i poddałam się pokornie oddając Bogu tę sprawę. Jestem silną osobą ale poddanie takie jest moim spokojem właśnie siłą. Nie wychylam się dlatego z wiedzą nie narzucam chcę mieć święty spokój. Wiem, że się to wszystko obudzi i czekam na ten czas spokojnie pokornie … i wydaje się, że właśnie nadszedł. Kto miał ją przeczytać to już przeczytał … Budzi się moja książka , będzie taka jaka jest w ostatniej formie. Poprawię ją tylko z błędów i dopiszę jak znam siebie komentarze z czasu TERAZ. Nie muszę się zastanawiać też jaką nadać jej formę literacką i czy czasy i stylistyka się zgadza. Jestem prostą kobietą która chce pokazać swój świat i zapraszam do niego tylko tych którzy to uszanują. Dostali to zaproszenia za darmo więc liczę, że „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby” jak mówi przysłowie i powstrzymacie się od wybredzania.
Książka – tekst który miał być książką - Jest na ten czas dla ludzi i przeczyta ją trafi na nią jeśli znajdzie tylko ten kto zechce szukając intuicyjnie. Komu nie jest ważne jak „to” jest napisane jest ale co. Nawet jeśli niektóre fragmenty są zupełnie „odjechane”. Nawet dla mnie teraz...hihi
Świat w którym żyjemy jest dziwny tylko pozornie. Dla mnie dawał znaki, że na to co chciałam ludziom przekazać nie był dobry czas lub byłam niedojrzała. Ale do czego? Bo nic się zmieniło w tym co napisałam tylko ja sama i mój stosunek do tamtego czasu. Nie zależy mi już też tak na odbiorcy jestem spokojna pewnością, że nikogo nie namawiam do czytania i nie zachęcam nie lobbuję na „cześć: weź i czytaj”. Dawanie ludziom wiedzy i narzędzi to wielka odpowiedzialność ale dopiero teraz mam tę wielką pewność czym to jest ta odpowiedzialność. Dziś budzę się i daję wam otwarty dostęp do tego co sami możecie z stąd wynieść w swoim sercu. I nadać temu swoją jakość potrzebną do waszego doświadczenia. Tylko tak ma to to co napisałam rację bytu bo walka o zaistnienie tego w formie książek czy nagrań byłaby porażką duchową i zaprzedaniem siebie dla „produktu sprzedażowego”. Czytajcie jeśli chcecie i myślcie co chcecie. Kłaniam się nisko.
Dziękuję najmocniej z całego serca mojej Pani Jolancie Wieteskiej za wielką wiarę i gotowość większą niż moja dla powstania tej książki. Aniu tobie też dziękuję bo ty ją czytałaś ostatnio przed świętami w zasadzie(2014) i twoja opinia potwierdza, że nie straciło w tym tekście nic przez te kilka lat. I Luizuni mojej za to, że wierzy jeszcze w ezoterykę która pozwoli tym tekstom być jednak wydrukowaną książką. Nie zrobiłam nic aby tak się stało poza tym pierwszym podejściem i nie wiem czy dobrze, czy nie dobrze. Jest jak jest Bóg Najświętsze Istnienie które powołało mnie na to życie na ten świat zadecyduje co i jak dalej. … ja jestem Tu...
Książka tekst momentami może wydawać się wam taka sucha a słowa jak opis bez emocji. Otóż właśnie słowa emocji i opis swoich uniesień i afektów wycięłam aby nie była to zbyt opasła. Na dziś wiem, że to będzie tekst internetowy ale nie ma najmniejszego sensu już go poprawianie i ubieranie w emocje i wzniosłe uczucia bo będzie to sztuczne … po prostu. Moje emocjonalne uczuciowe kolorowe utwory zobaczycie w innych tekstach lub nagraniach na kanale you tub będę opowiadała w nich o wielu ze zjawisk które już tu opisałam. I nie będą to powtórki ale nowe życie w prawdach opisanych ale nie zmiennych … takie są zasady życia i Istnienia... one są niezmienne.
NA PRZESTRZENI DNI BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ KOLEJNE ROZDZIAŁY TEKSTU NAZWANEGO "KSIĄŻKĄ"